środa, 31 lipca 2013

Codzienna walka

Spadam...
Smutek którego nie chce wypełnia mnie w całości.
Tęsknota i myśli zadają mi ból, którego nie znałem nigdy wcześniej.
Choć różne cierpienie w życiu poznałem.
Nigdy nie sądziłem że mogę być w takim stanie.
Emocje, uczucia i wspomnienia których nie kontroluje już jakkolwiek.

Chwile siły pozwalające mi myśleć że się pozbieram są jak sekundy w wieczności.
Zrzucające mnie później niestety niżej, jeszcze słabszego.
To podobno normalne czasami - jednak to już 4 miesiące zjazdu po równi pochyłej.
Życia nadzieją której być nie powinno, którą chcę zabić.
Codziennego bólu od którego serce staje.
A serce nadal chce tylko jednego, którego dostać nie może.

A ona szczęśliwa i zakochana - tak odmiennie niż ja...

Choć to ja bałem się tak mocno skrzywdzić, że całe swoje serce oddałem.
Choć nigdy tego nie potrafiłem wcześniej, nigdy czegoś takiego nie czułem.

Jeśli faktycznie "tak miało być", los zrobił to specjalnie, to nie rozumiem.
Dlaczego miałem aż tak spaść.
Aż tak dostać od życia, od wcześniej ukochanej (i nadal kochanej) osoby.
Dlaczego w takim razie dzieją się różne tragedie na świecie i los na to pozwala?
I dlaczego mimo że z wszystkich sił walczę, robię co mogę, czuję się coraz bliżej dna...
Już bez sił nawet na agresję, która podobno ratuje.

sobota, 20 lipca 2013

Kac nie tylko Moralny

Dzis nauczyłem sie jednego.
Używki pozwalają zapomnieć i cieszyć się chwilą.
Jednak następnego dnia ciągną bardziej na dół - nawet tego samego dnia.
Mix wszystkiego co szkodliwe zaczął mnie ściągać na dno.
Choć myślałem że już tam jestem...

Zabawa przestała być zabawna.
Może tego właśnie potrzebowałem ?
Swej głupoty i zobaczenia że się staczam.
Wydania całej tej kasy i upadku?
By się jednak podnieść.
By w porę przejrzeć na oczy?

Dzisiaj nie wiem co myśleć i jak to poukładać wszystko.
Kac minie jednak wnioski powinienem wyciągnąć jak najszybciej...

sobota, 13 lipca 2013

Scenariusz "Życie"

Chwile skupienia na życiu są lekarstwem na to co było.
Trwają jednak tak krótko - jednak zaczynają się pojawiać. Sekundy, minuty....
Nie są one jeszcze szczęśliwe, choć wtedy jestem "tu i teraz". Nie myślę.
Nie męczę się choć ból trwa nadal. Serce nie chce się zabić.

Alkohol, używki, niekoniecznie przemyślane decyzje, adrenalina. Tak żyłem jeszcze przed.
I wszystko było dobrze. Californication w życiu codziennym.
Teraz to jednak jest usilną walką o siebie, nie dającą szczęścia którego tak bardzo chce.
Wspomnienia i ciepło do osoby która na to nie zasługuje uświadamiają mi moją słabość i niemożność radości.
Wewnętrzna złość na siebie i dany stan - jednak zbyt silny by go zwalczyć.

Choć w tym wszystkim znajduje siłę i walczę. O codzienność. O siebie. W momencie gdyby wielu zrezygnowało. Nie katowało by się, jednak tracąc inne wcześniej wywalczone wartości.

Najgorsze z możliwych scenariuszy w moim życiu się zrealizowało.... 

Oddałbym wszystko by zmienić aktualną sytuację - jednak nic zrobić nie mogę.
I to wszystko zaczyna budzić we mnie agresję - tą która albo mnie uratuje, bądź zniszczy.
Ganz egal jak na ten moment.