Trwają jednak tak krótko - jednak zaczynają się pojawiać. Sekundy, minuty....
Nie są one jeszcze szczęśliwe, choć wtedy jestem "tu i teraz". Nie myślę.
Nie męczę się choć ból trwa nadal. Serce nie chce się zabić.
Alkohol, używki, niekoniecznie przemyślane decyzje, adrenalina. Tak żyłem jeszcze przed.
I wszystko było dobrze. Californication w życiu codziennym.
Teraz to jednak jest usilną walką o siebie, nie dającą szczęścia którego tak bardzo chce.
Wspomnienia i ciepło do osoby która na to nie zasługuje uświadamiają mi moją słabość i niemożność radości.
Wewnętrzna złość na siebie i dany stan - jednak zbyt silny by go zwalczyć.
Choć w tym wszystkim znajduje siłę i walczę. O codzienność. O siebie. W momencie gdyby wielu zrezygnowało. Nie katowało by się, jednak tracąc inne wcześniej wywalczone wartości.
Najgorsze z możliwych scenariuszy w moim życiu się zrealizowało....
Oddałbym wszystko by zmienić aktualną sytuację - jednak nic zrobić nie mogę.
I to wszystko zaczyna budzić we mnie agresję - tą która albo mnie uratuje, bądź zniszczy.
Ganz egal jak na ten moment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz